Moja przygoda z oddechem zaczęła się, zapewne jak u każdego z nas, od pierwszego tchnienia w dniu narodzin.
W dzieciństwie lubiłam wiatr, dużo mówiłam i wszędzie mnie było pełno; mój czas wypełniało bieganie i skakanie, ale często łapały mnie przy tym kolki. Miałam również problemy ze zgryzem, które skończyły się wizytą u ortodonty i wkładanym aparatem na zęby. To był początek lat 90. XX wieku. Niestety problem nieprawidłowego zgryzu pozostał. Po latach, już jako dorosła osoba, podjęłam kolejną próbę naprawy zgryzu. Trafiłam na fotel chirurga szczękowego i dostałam diagnozę: ósemki do usunięcia. Po usunięciu pierwszej ósemki, co nie było przyjemne, przyszła pora na drugą. Pewnie usiadłam na fotelu, ale po chwili, niespodziewanie dla samej siebie, zaczęłam się potwornie trząść. Całe moje ciało przebiegały dreszcze, od głowy aż do stóp! Lęk dał o sobie znać kumulując się w ciele. Nie mogłam nad tym zapanować! Chirurg powiedział wtedy, że jeśli tego nie opanuję, to nic dzisiaj nie zdziałamy. Intuicyjnie skupiłam całą swoją uwagę na oddechu. Zaczęłam go wyciszać i zmiękczać, a moje ciało powoli przestawało drgać. To wydarzenie uświadomiło mi wagę i moc oddechu.
W międzyczasie uczęszczałam na zajęcia jogi. Napotykanych tam nauczycieli „męczyłam” pytaniami dotyczącymi oddechu. Regularnie biegałam i zastanawiałam się nad tym, jak oddech wpływa na mój ruch, na ciało. Jak należy oddychać? Pewnego dnia trafiłam na zajęcia jogi do Agnieszki Robakiewicz. W sali rozbrzmiewał oddech ujjayi... Wtedy moja świadoma przygoda z oddechem rozpoczęła się na dobre.
Podpowiedź:
Możesz usunąć tę informację włączając Plan Premium